Technika
Bartek Marszałek jest pierwszym w historii Polakiem w F1H2O i jedną z niewielu osób na świecie, które startują w tej serii zawodów. Zaczynał jako członek ekipy w zespole swojego brata - Bernarda i ojca - Waldemara Marszałka.
Ilu jest na świecie kierowców F1 H2O?
W sumie jest to grupa dwudziestu osób z dwunastu krajów. Są to najlepsi kierowcy na świece, każdy z nas ma tak zwaną superlicencję F1H2O na dany sezon. Wcześniej, żeby dostać się do F1H2O trzeba przejść szereg testów medycznych i wydolnościowych. Nie każdy się dostaje, bo chętnych jest więcej niż miejsc. Nic dziwnego, to najbardziej profesjonalna liga wodna na świecie, a każdy wyścig to olbrzymi wysiłek dla organizmu.
F1 H2O jest najbardziej rozpoznawalnym i spektakularnym sportem wodnym na świecie.
Jest to sport oparty o analogiczne zasady do samochodowej Formuły 1. Bolidy F1 H2O to łodzie z najbardziej zaawansowanymi i nowoczesnymi technologiami. Mają moc 450 KM, rozpędzają się w 2,5 sekundy do 100 km/h. Po wodzie suną z prędkości 250 km/h, a przeciążenia w zakrętach to nawet 6G. Stąd te wszystkie badania i testy.
Co ty osobiście kochasz w tym sporcie, oczywiście oprócz prędkości i rywalizacji?
Dla tych, którzy nie znają tej dyscypliny motosportu warto wspomnieć, że nie można jechać cały czas bezpośrednio za kimś czekając, aż ten popełni błąd. Rozbryzg wody jest taki, że nic nie widać i trzeba - jak mi się kiedyś ładnie udało powiedzieć - tańczyć w lusterkach i szukać tej “dziury”. Nie ma więc tej monotonii jechania jeden za drugim przez dwadzieścia kółek i czekać na okazję, żeby ten przed nami popełnił błąd. Tak się nie da.
Genialne jest to, że widzowie widzą całą trasę. Widać cały czas wszystko co się dzieje, w sumie bardzo podobnie jest w rally cross. A jest na co patrzeć, bo wyprzedzeń jest bardzo dużo.
Natomiast fajne jest to, że od początku jak jeżdżę w F1H2O, czyli od pięciu lat, minimum trzech kierowców miało szansę na tytuł przed ostatnim wyścigiem sezonu. To jest piękne w tym sporcie, że nie ma takich sytuacji, że już od początku sezonu widać jak się to wszystko zakończy i kto stanie na podium.
Czy w Polsce ktoś idzie w Twoje ślady, czy inni też próbują swoich sił w tej dyscyplinie sportu w takim zakresie jak ty?
Wydaje mi się, że na razie jestem pojedynczym przypadkiem. Gdy pojawiłem się w tym środowisku bardzo pomogło mi nazwisko. Nie mniej jednak 13 lat temu, kiedy zaczynałem się ścigać, nie zakładałem że pewnego dnia wystartuję w F1. Co więcej były takie momenty, że nawet tata mówił mi, żeby sobie już odpuścił i pozostał w mniejszych klasach. Mówił to z troski, abym podchodził do sprawy realnie i nie stawiał sobie zbyt wysokich marzeń.
Samej porażki się nie boję. Jestem magistrem warszawskiego AWF, zrobiłem certyfikat managera sportu, znam języki, jestem chętny do pracy… Ewentualnie ktoś mógłby zrobić ze mnie użytek, ale do tej pory nigdy nie pracowałem na etacie. Założyłem jednoosobową działalność gospodarczą jak miałem dwadzieścia lat i tak to ciągnę. Dzisiaj firma jest prężnie działającym zespołem startującym w najbardziej profesjonalnej i elitarnej lidze wyścigów na wodzie.
W sumie nigdy nie było moim celem, żeby za wszelką cenę znaleźć się w F1. Od najmłodszych lat lubiłem spędzać czas w warsztacie, a tata nauczył mnie wielu wartościowych rzeczy. Wiem, że wszystko należy w życiu robić dokładnie, nad każdą rzeczą trzeba być maksymalnie skupionym, wtedy efekty same przyjdą. Na pewno mam też trochę talentu, ale dopiero teraz w F1 mam szansę sprawdzić ile w genach po panu Waldku tego wszystkiego się znalazło. Tata jest sześciokrotnym mistrzem świata.
Czy odnosisz czasem wrażenie, że w któryś momencie swojej kariery mogłeś podjąć inną decyzję?
Nie, ale cały czas uczę się na swoich błędach. Nie ma przecież ludzi, którzy ich nie popełniają. Są ludzie, którzy przez cały czas agresywnie walczą o wygraną i nigdy nie odpuszczają. Tacy nie zajdą daleko, ponieważ trzeba myśleć o tym co się robi i mieć dużo pokory. Mój tata przez dwie dekady pracował na swój sukces, a później przez dwie dekady dominował zdobywając 27 medali na mistrzostwach świata i Europy. Mówili o nim, że przez większość wyścigu trzyma gaz do dechy i odpuszcza dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Na tym polega walka o sukces.
Ja nie zmieniłbym nic w swoim życiu. Zajmuje się tym co kocham i uważam, że mam bardzo dużo szczęścia. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy mi pomagają i wierzą we mnie oraz tym, którzy wspierają mnie finansowo.
Teraz jest dla mnie najlepszy czas żeby gonić za marzeniami. Miałem oczywiście takie chwile, że po zawodach wracałem do hotelu i jęczałem, że chce wrócić do Formuły 2. Narzekałem, że w F1 wszystko takie drogie, że za dużo spraw do załatwienia, ale na szczęście zawsze wtedy znalazł się przy mnie ktoś, kto naprowadzał mnie na właściwe tory. Każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu głosu rozsądku, kogoś z bliskiej rodziny, albo przyjaciela.
Mam to szczęście, że robię to, co kocham. Mój ojciec czasem mówi do mnie, żeby w końcu wyszedł z warsztatu i poszedł spotkać się ze znajomymi…, ale z drugiej strony “przyganiał kocioł garnkowi” (śmiech) - jak on startował w zawodach to też całe dnie i noce spędzał przy łódce. Dzisiaj schodzi do mnie z kawą i patrzy na moją pracę. Wiem, że mnie rozumie ponieważ też nie miał łatwo. Zaczynał w czasach PRL-u, a wtedy wszystko było trudniejsze. Były problemy z paszportem, z wyjazdami, ze wszystkim. Na zawody jeździliśmy całą rodziną poczciwym Polonezem. Jedna łódka była na przyczepie, druga na dachu, a silnik w bagażniku. Także wydaje mi się, że walkę o sukces mam zapisaną w genach.
Droga do samochodowej Formuły 1 lub rajdów zaczyna się najczęściej od gokartów, ale jak zacząć karierę w wyścigach łodzi?
Teoretycznie sprawa jest prosta - trzeba kochać wodę, trzeba zgłosić się do federacji, a potem trenować, inwestować w sprzęt i na pewno trzeba zacząć jak najwcześniej. Ja chodziłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego przy Polonii i dzięki temu w moim życiu zawsze było dużo sportu. W liceum trenowałem koszykówkę i pojawiło się również pływanie. Sam basen znajdował się dokładnie naprzeciwko kontenera, w którym mój tata szykował łódki na Polonii. Uciekałem do niego z treningów w samych slipkach, bo pływanie było czasem męczące i monotonne. Później jako nastolatek pomagałem bratu przy startach, np. myłem łódki i uzupełniałem paliwo. Zaczynałem więc od samego początku, jako członek zespołu obsługi.
Dla najmłodszych jest Formuła Future, w której maluchy pływają na takich pontonikach. Dalej jest cała hierarchia klas, gdzie młody człowiek zdobywa stopniowo doświadczenie. Jeżeli za kilka lat uda mi się wygospodarować trochę więcej czasu, to chciałbym się zająć trenowaniem przyszłych pokoleń zawodników.
Generalnie ubolewam, że Polsce nie jest to popularna dyscyplina sportu. Być może kiedyś będą miał szansę na wychowanie nowego pokolenia zawodników, być może moich następców. Obecnie pracuję nad tym, aby F1 H2O trafiła do mediów. Z każdego mojego wyścigu są relacje i piękne dynamiczne reportaże. Średnio taki program ogląda 300 milionów widzów na świecie. Obiecuję, że niebawem do tego grona dołączą widzowie z Polski.
Ile dajesz sobie czasu, żeby zdobyć tytuł mistrza?
Nie myślę o tym w ten sposób… Chce zrobić coś o czym marzę. Wierzę, że żeby dojść do wybranego przez siebie celu trzeba zoptymalizować swoje życie. Trzeba również mieć trochę szczęścia oraz być dobrym dla innych, że karma nie kopnęła cię poniżej pleców. Wiem, że karma naprawdę działa - ja wierzę w takie rzeczy i obserwuję ich działanie w swoim otoczeniu.
Dobrze jest budzić się z poczuciem dobrze wykorzystanego poprzedniego dnia. Ja tak mam, że jak siedzę w kinie to czuję, że marnuję czas, bo mógłbym coś w tym czasie zrobić przy łódce, a gapię się w ekran... Czasami jest to męczące, ale nie ma innej drogi. Jeżeli kochasz to co robisz, to nie traktujesz tego jak pracy. Kiedy spędzam kolejne noce w warsztacie lub przy komputerze nie czuję, że jest to obowiązek. Jest to piękna przygoda, a ja zaczynam mieć świadomość tego, że mamy jedno życie i aby zrealizować marzenia trzeba każdego dnia czuć, że jesteś bliżej swojego celu.